Z perspektywy Emily
Kaleczę swoje ręce, nacinam skórę żyletką i patrze jak płynie
krew. Brzmi strasznie? Ale ja widzę w tym ratunek. Nie ma
znaczenia czy pozostaną blizny.Kiedy się okaleczam przyszłość dla mnie nie istnieje, towarzyszy mi przekonanie, że i tak wcześniej czy później umrę
śmiercią samobójczą. Myśli o okaleczeniach były stale obecne. Nie
radziłam sobie z doświadczaniem emocji, nie umiałam ich nazywać, ani
wyrażać, ani poprosić o pomoc. Nikt mnie tego nie nauczył. Tkwiłam w
samotności, przez którą nie potrafiłam się przebić. Tak bardzo
wstydziłam się swojej słabości, że na zewnątrz przybierałam maskę osoby,
której na niczym specjalnie nie zależy. Kaleczyłam się, gdy czułam się
bezradna, gdy nie mogłam znieść samotności, gdy świat widziałam jak zza
szyby, gdy chciałam się ukarać za swoją bezwartościowość. Widok krwi
sprawiał, że spływał na mnie spokój, a właściwie obojętność. Czułam się
silniejsza, ale nie w ten normalny, zdrowy sposób. Czułam się silniejsza
w poczuciu, że cokolwiek by się nie zdarzyło, zawsze mogę sięgnąć po
żyletkę. Taki stały element w świecie jawiącym mi się jako ciągłe
zagrożenie. Ale był jeszcze inny powód... Rany i blizny były błaganiem o
to, by ktoś się mną zaopiekował, by dostrzegł, jak bardzo cierpię i
jestem w tym bezradna.Wyobrażałam sobie, że ktoś odkrywa moją tajemnicę i otrzymuję od niego wsparcie. Oddałabym wtedy wszystko za jedno słowo "rozumiem"...Jako dziecko dorastałam w domu, gdzie panował chłód emocjonalny -
rodzice nie okazywali miłości ani przez przytulanie, ani nie wypowiadali
słowa "kocham" Jedynie realizowali moje potrzeby fizyczne i dbali o mój rozwój intelektualny. Dzięki temu utwierdzali
siebie samych w przekonaniu, że są dobrymi rodzicami. Nie dostrzegali
przy tym, jaką krzywdę mi wyrządzają nie okazując miłości, nie
dając prawa do wyrażania emocji , nie ucząc mnie radzenia sobie z problemami,
stawiając wygórowane wymagania.W takim domu czułam się
odrzucona, niekochana. Obserwowałam, jak moi rodzice odcinają się od emocji, jak ukrywają swój lęk,
często powtarzali mi, że człowiek powinien kierować się rozumem. Tłumili oni we mnie naturalne reakcje, wysyłając komunikaty: "jesteś
żałosna, gdy płaczesz", "twój gniew świadczy o tym, że jesteś złym
człowiekiem", "boisz się, bo jesteś słaba"Chcąc być dobra,
silna i kochana przestałam okazywać emocje, a czasem nawet je odczuwać,
zwłaszcza ,że rzeczywiście stają się zagrożeniem, gdy nikt nie tłumaczy,
czym są, po co, i co z nimi zrobić.Z czasem świat nagle przyśpieszył Kiedy moi rodzice mnie zostawili poczułam się jakbym nic dla nich nie znaczyła. Przeprowadziłam się do cioci ,do hotelowego apartamentu i co noc zastawiałam się co robią ,czy tęsknią ,czy mają zamiar jeszcze kiedyś mnie odwiedzić. W nowej szkole nie układało mi się. Byłam inna ,skryta i niedostępna. To właśnie była przyczyna mojego okaleczania się .Często siedziałam sama na ławce w szkole i myślami byłam gdzieś indziej , w innym świecie ,gdzie wszystko szło po mojej myśli.Nikt tam nie mógł mnie zranić ,kurcze byłam wtedy szczęśliwa.Jednak był jeszcze jeden powód mojego okaleczania. Kilka dni po tym jak zamieszkałam u mojej cioci ,wieczorem wracałam z zajęć.Szłam ciemną uliczką całkiem sama. Czułam ,że ktoś za mną idzie ,ale bałam się odwrócić ,więc tylko przyśpieszyłam.Słyszałam coraz szybsze kroki za mną. Moje serce nerwowo przyśpieszyło. Zaczęłam biec przed siebie. Czułam ,że i tak mnie dogoni ,ale zawsze warto próbować ,prawda ? Poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Odwróciłam się i dostrzegłam zakapturzoną twarz. Spojrzał na mnie i poszedł dalej. Nawet się nie odwrócił tylko szedł dalej. Dziwne -pomyślałam i wróciłam do domu. Z czasem nawet kilka razy dziennie widziałam tą samą postać,zawsze kaptur na głowię i wzrok skierowany na mnie.Zaczęły się głuche telefony i jakieś dziwne listy z wycinkami z gazet.Wstałam rano i przebrałam się w strój do ćwiczeń.Poszłam do salonu ,wyłączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć.Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyłączyłam muzykę i poszłam odebrać. Usłyszałam tylko "Widzę Cię" i przerwane połączenie.Nerwowo zaczęłam się rozglądać po apartamencie. Mój wzrok utkwił w drugiej części hotelu -budynku na przeciwko. Chyba to było jedyne miejsce dzięki ,któremu mógł mnie widzieć. Niepewnym krokiem podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się ,każdemu apartamentowi. Co czwarta osoba miała teleskop.A jedna z nich mogła mnie przez niego oglądać.Czułam się jak w jakimś cholernym horrorze. Przecież on mnie obserwował ! Nie czułam się dobrze w tym pokoju ,w tym hotelu. Wzięłam do ręki kluczę i wybiegłam z niego.Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce i zaleźć się w sklepie. Przecież musiałam czymś zasłonić te okna.Przed sklepem zauważyłam parę.Dziewczyna była chyba w moim wieku z tego co zauważyłam kłócili się o coś. Chłopak uderzył ją w twarz i popchał na ścianę ,po czym sam gdzieś poszedł.
-Boże ,nic Ci nie jest? -bez zastanowienia podbiegłam do niej.Chyba nie da się zauważyć ,że nasze prawo to
jedna wielka porażka!!Niby tyle praw ,które maja chronić przed biciem, dawać nadzieje i chronienie...tyle organizacja i instytucji....tyle psychologów i tyle gorących linii i co?? Wielkie NIC! Szkoda ,że wszystko
o czym mówią politycy i co jest napisane nie przekłada się na działania....Chłopak gwałci dziewczynę dostaje 2 lata.Sąd go wypuszcza
po 3 miesiącach albo daje wyrok w zawieszeniu.A po chwili chłopak znowu
trafia do sądu bo tym razem nie tylko zgwałcił ale i zamordował....Mam
nadzieje że sędzia ,który daje takie wyroki ma wyrzuty sumienia....Dzwoni się na gorąca linie ,a z 20 osób możne 3 tak na prawdę przejmująca się losem
innych.Posłowie zamiast coś robić wykłócają się tylko kto powinien co zrobić, jak zarobić i jak najdłużej utrzymać się na stanowisku.Zaczynam się zastanawiać czy prawo istnieje. Bo jeśli tak to chyba chroni głównie przestępców.Przecież taki człowiek jak on powinien być w więzieniu.To jest jakiś socjopata.
-Nic się nie stało.-mruknęła cicho dotykając swojego policzka. Nie muszę chyba mówić ,że dostała bardzo mocno i już ma spory ślad.
-Nic ? -popatrzyłam na nią ze zdziwieniem -Dziewczyno ,przecież on Cię uderzył ,a ty nazywasz to niczym ? Przecież on nie miał prawa Cię ruszyć.
-Nie pierwszy raz to zrobił ,więc chyba miał.
-Poważnie? I tym się kierujesz ? -nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedziała. Przecież nikt nie ma prawa podnieść na kogoś ręki ,a tym bardziej chłopak na dziewczynę.
-Nie ,po prostu nie chce go stracic. Wiem ,że tacy ludzie jak on się nie zmieniają ,ale mimo to wierzę ,że on pewnego dnia się zmieni.
-Uwierz mi, że to, dla Ciebie wydaje się być normalne - walka o niego - nie dla każdego jest taka oczywista. Wielu dziewczyn będących
ofiarą przemocy po prostu uzależnia się od swojego partnera,albo
najzwyczajniej w świecie odchodzą od swojego dręczyciela, bo nie mogą
dłużej znieść poniżania i życia w ciągłym lęku-przez chwile stała w tym samym miejscu ,aż w końcu zdziwiona spytała:
-A ty co ? Jesteś jakimś psychologiem ? Nie potrzebuje niczyjej pomocy. Poradzę sobie sama.
-Każdy ją potrzebuje. Ty i ja ,po prostu każdy z osobna. Ty nazywasz się Avalon ,prawda ? Ja jestem ,Emily. Chodź ze mną do sklepu ,a później pójdziemy do mnie i pogadamy-ciemnowłosa dziewczyna przytaknęła głową ,pociągnęłam ją za rękę i weszłyśmy do sklepu.
-Powiedz mi ,Emily. Czego my właściwie szukamy ?-zapytała rozglądając się po produktach.
-Szukamy firanek ,ale wiesz takich innych. Aby nic nie było przez nie widać i ,żeby były w sam raz na hotelowe okno.
-Co? Po co ci ? -zapytała ze zdziwieniem,podeszła do stoiska z firankami i zaczęła przyglądać się ,każdemu z osobna. Ukucnęłam i zaczęłam przeglądać firanki ,które były na samym dole.
-Długa historia. Później ci powiem -spojrzała na mnie zaskoczona ,ale nic nie odpowiedziała -Znalazłam ! -pisnęłam uradowana i sięgnęłam po opakowanie z firankami.Podeszła do mnie i spojrzała na mnie.
-To jest coś takiego jak zasłony ,nikt przez nie ,nic nie zobaczy chyba ,że będzie mocne światło skierowane. Wiesz coś takiego jakby ,ktoś świecił reflektorem na ciebie ,to taki cień się odbija.
-Wiem o co ci chodzi -przerwałam jej -I właśnie o to mi chodzi. Nie chce ,aby ktoś mnie widział -spojrzałam na nią ,po czym pokierowałyśmy się do kasy. Zapłaciłyśmy za zakupy i wyszłyśmy ze sklepu. Przeszłyśmy połowę drogi ,kiedy Avalon mnie szturchnęła:
-Znasz go ? -spytała. Gestem głowy kiwnęła w stronę chodnika na przeciwko. Spojrzałam w tamtą stronę. Po drugiej stronie szedł ten sam człowiek ,który
co chwile za mną chodzi. W momencie ,kiedy się zatrzymałam on
pokierował wzrok w moją stronę i również się zatrzymał. Miał na sobie
ciemne okulary i bluzę z kapturem. Nie mogłam rozpoznać jego twarzy.Moje ciało odmawiało posłyszenia. Nie mogłam się ruszyć. Zupełnie jak by za sprawą czarodziejskiej różdżki.Teraz byłam pewna ,że człowiek ,który mnie prześladuje ,mieszkał w hotelu na przeciwko mnie. Bo przecież ,jak by mógł mnie widzieć w moim apartamencie i jak by mógł wiedzieć ,że wychodzę z hotelu ? Na szczęście byłyśmy już nie daleko hotelu. Nie mógł by nic nam zrobic ,bo niedaleko stała ochrona hotelowa.Odwróciłam na chwilę głowę w stronę Avalon i pokręciłam przecząco głową,po czym znowu spojrzałam w kierunku zakapturzonego chłopaka ,ale nigdzie go nie było.Zupełnie jak by rozpłynął się w powietrzu.Weszłyśmy do hotelu ,a później do mojego apartamentu.
-Pomożesz mi z tym ? -skierowałam pytanie do Avalon pokazując na firankę.
-Jasne ,a gdzie chcesz to zawiesić ?-ściągnęła buty ,a torbę odłożyła na bok i podeszła do niej.
-W salonie -rzuciłam cicho kierując się w dane miejsce. Avalon wyciągnęła z opakowania firanę ,a ja za ten czas poszłam po dwa krzesła. Ułożyłam je pod oknem po czym razem stanęłyśmy na każdym z osobna i zaczęłyśmy wieszać.
-Dalej nie rozumiem po co to wszystko -stwierdziła Avalon ,schodząc z krzesła. Westchnęłam pod nosem ,po czym opowiedziałam jej całą historię.Od początku do teraz.Była wyraźnie zaskoczona. Co chwile powtarzała"Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach ,nie w prawdziwym życiu " Połowa osób na świecie myśli ,że przemoc w związku ,też dzieje się tylko w filmach. A przecież coś takiego jak prześladowanie ,czy toksyczny związek ,dla wielu ludzi jest codziennością. Nie wspominając już o okaleczaniu się ,czy próbie samobójstwa.
Wraz z nowym rozdziałem witam was ja,Emily. Rozdział miał być dłuższy ,ale mój kochany braciszek usunął mi i Avalon posta i musiałyśmy od nowa zacząć wszystko pisać -,- Po prostu brawa dla niego. Przez to nie pamiętałyśmy co było wcześniej napisane w rozdziale. Wiem ,schrzaniłam rozdział.Avalon musiała mi opisywać historie mojej bohaterki ,bo ja nie miałam do tego głowy ,a później poszła do cioci.A ja zaczęłam pisać dalej. Jeszcze raz przepraszam.
Suffering in many ways
niedziela, 17 marca 2013
piątek, 15 marca 2013
Rozdział 1
Z perspektywy Avalon
Czytałam codziennie wiele wątków kobiet w tej samej sytuacji co ja, próbowałam przemówić sobie, że to co się dzieje w moim związku jest chore. Ale byłam ,jestem i będę totalnie uzależniona od mojego partnera. W wielu wątkach kobiety pisały o facecie, który je nie szanuje, wyzywa, bije. Każda odpowiedz była taka sama - zostaw go.Ale to się nazywa uzależnienie psychiczne od kogoś. Wiemy o tym, że powinnyśmy go zostawić, ale tego nie zrobimy, bo nie wyobrażamy sobie życia bez niego, kochamy go? ,jesteśmy w stanie znieść wszystko.Cały czas towarzyszą nam słowa - on się zmieni. I właśnie sęk w tym, że taki facet nie może się zmienić.Może zacznę od początku.Mam 19 lat. Kiedyś byłam największą wariatką jaką można być, kompanka imprez, wycieczek, plotek.Zawsze wszyscy mówili - jeszcze jej nie widać, ale już ją słychać.Wszystko się zmieniło ,gdy trzy lata temu poznałam tego właśnie człowieka. Zaimponował mi. Miał wiele pasji, był podobny do mnie i pasował do mojego aktywnego stylu życia.Było pięknie. Po trzech miesiącach zaczęło się przejmowanie przez niego dominacji nade mną. Kurcze mogłabym książkę napisać.Postaram się w skrócie.Najpierw musiałam zrezygnować ze śpiewania- bo przecież to nie jest normalne, że śpiewa się dla napalonych kolesi.Zrezygnowałam więc z tego czym zajmowałam się od lat.Później koledzy- no bo był zazdrosny i uważał, że oni chcą mnie tylko wyruchać jak on to mówił. A zaznaczę, że owi koledzy to moi przyjaciele od piaskownicy. I gdyby chcieli coś takiego zrobić, to dawno bym to zauważyła. Nie mniej jednak z moim najlepszym przyjacielem spędzałam całe noce na oglądaniu filmów i nigdy nawet nie próbował się dobrać, poza tym, gustował w innych dziewczynach niż ja i w kwestii wyglądu i z charakteru.Każda kłótnia nawet o błahostki kończyła się wyzywaniem mnie, nie raz dostałam 'w łeb' a później słyszałam, że go sprowokowałam go tego. Haa, ja po prostu broniłam swojego zdania.Teraz wiem, że jak się z nim nie zgadzałam, to go prowokowałam po prostu.Po każdym uderzeniu mówiłam sobie - to jego ostatni raz, więcej na to nie pozwolę. I to trwało w nieskończoność.Do ważniejszych rzeczy należy to,że on miał tak silną władzę nade mną, że przez ten cały okres ja sądziłam, że to ja nawaliłam w tym związku. Bo on mi cały czas to powtarzał. Płakałam w poduszkę pytając siebie dlaczego jestem taka zła i nie spełniam jego oczekiwań. Nie wychodziłam nigdzie, nie spotykałam się ze znajomymi, baa ja nawet z koleżankami nie mogłam wyjść na kawę, bo przecież dziewczyny nie chodzą pogadać tylko kręcić tyłkiem na mieście.Los sprawił, że miał poważne problemy zdrowotne - pół roku temu. Leżał w szpitalu.Dzięki temu zrozumiał, że stracił tyle czasu na te kłótnie.I ogólnie jak wyszedł ze szpitala, to pomyślałam, ze ktoś podmienił mi chłopaka. Powiedział, ze wszystko było jego winą, że jestem aniołem i najcudowniejszą kobietą na świecie.Cieszyłam się jak cholera. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie mnie szanuje, że stworzymy udany związek.Sielanka trwała i trwała, aż miesiąc temu wszystko nie wróciło do normy. Zrobił się jeszcze bardziej agresywny niż był wcześniej. Awantury były dosłownie o wszystko.Ciągle chodził wściekły ,to źle zrobiłam ,a to ,że chłopak na mnie spojrzał. Finał zawsze był taki sam. Jedno ,mocne uderzenie i wybuch histerii. Zawsze uciekałam ,wtedy do łazienki-to było miejsce do ,którego nie mógł wejść ,ponieważ jedynie w tych drzwiach mamy zamek,a klucz zawsze ja miałam przy sobie.Kilka dni temu dostał pracę.Jest budowlańcem i wraz ze swoimi kolegami wychodzi z samego rana i wraca wieczorem. Muszą wybudować jakiś budynek na bankiet. Dla mnie była to tylko okazja ,aby wyrwać się z domu i robić to co kocham -śpiewać. Złamałam jego zakaz nie zastanawiając się nad konfekcjami. Czy tego żałuje ? Nie ,ponieważ kocham to robić i nikt nie powinien mi tego zabraniać.Śpiewanie to moja pasja ,moje życie.Bez tego nie ma mnie. Czy się boję ? Tak i to bardzo.Boję się ,że pewnego dnia zorientuje się ,że dalej śpiewam i jego złość sięgnie maximum. Boję się mojego chłopaka,osoby która powinna być dla mnie wsparciem.Mam 19 lat. Powinnam spełniać marzenia ,a zamiast tego co mam ? Codziennie nowy siniak ,bezsilność i setki wylanych łez. Nerwowo wstałam z łóżka i szurając nogami poszłam do łazienki. Należałam do osób ,które nie chętnie wstają z łóżka. Mogłabym spać 24 godziny ,a wstając z łóżka dalej byłabym nie wyspana. Umyłam zęby, twarz ,rozczesałam włosy i zrobiłam sobie lekki make-up.
-Avalon ! Ja wychodzę.Będę później -do łazienki bez pukania wparował Chris. Przytaknęłam lekko głową chowając kosmetyki.-Masz nigdzie nie wychodzić.
-Nie bój się ,nigdzie nie idę.Przyzwyczaiłam się do aresztu domowego -prychnęłam lekko go odpychając i wychodząc z łazienki.
-Nazywaj to jak chcesz. Nie obchodzi mnie to -wyszedł na korytarz i bez słowa zaczął ubierac buty. Oparłam się o framugę obserwując go. Dopiero teraz zobaczyłam jak był ubrany.Miał na sobie czarne spodnie i do tego szarą bluzę z kapturem.To raczej nie był strój roboczy.
-Gdzie idziesz ?
-Do pracy ,a gdzie mam niby iść ? Nie ufasz mi ,że tak mnie przesłuchujesz ?
-Nie,to ty mi nie ufasz skoro nigdzie nie mogę wychodzić-w odpowiedzi usłyszałam tylko trzask drzwi. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i pobiegłam do swojego pokoju. Ubrałam się w to.Wzięłam szybko klucz ,torbę i wyszłam z domu. Przekręciłam zamek w drzwiach ,po czym udałam się w stronę mojej sali do ćwiczeń. Od kiedy pamiętam śpiewam tam wraz z innymi. Przebiegłam szybko na drugą stronę ulicy i teraz tylko prosto.Po kilku minutach byłam już na miejscu. Otworzyłam drzwi i doznałam szoku. W środku był Chris z kolegami ,który wygłupiał się i śpiewał do mikrofonu.Ładna praca ,nie powiem ,że nie.
-Avalon ? -odezwał się jego kolega.Spojrzałam na Chrisa ze strachem w oczach i wystraszona wybiegłam z sali. Słyszałam jak wykrzykuje moje imię.Ale teraz nie byłam w stanie się zatrzymać. Za bardzo bałam się tego ,co może mi zrobić. Skręciłam w jakąś nieznaną mi wcześniej uliczkę. Była ciemna i niezadbana. Przy ścianie siedzieli jacyś kompletnie nawaleni kolesie. Mimo to biegłam dalej.W końcu wybiegłam z tej uliczki i znalazłam się na jakiś opuszczonych terenach Londynu. W oddali zobaczyłam most. Nie wiele myśląc pobiegłam w jego kierunku.Już po chwili znalazłam się na moście. Osunęłam się po barierce i zaczęłam nerwowo oddychać ,przy tym rozglądając się ,czy nie ma Chrisa przypadkiem w pobliżu.Odetchnęłam z ulgą nigdzie go nie widząc.Podniosłam się niezdarnie z ziemi i rozejrzałam się. Moją uwagę przykuł chłopak ,który kilka kroków ode mnie była za barierką. Wyglądało na to jakby chciał skoczyć. Pewnie nawet nie zauważył mojej obecności.
-Dlaczego chcesz się zabić ?-podeszłam do niego i niepewnie spytałam.Chłopak słysząc moje słowa odwrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-A dlaczego ty chcesz żyć ?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To niegrzeczne odpowiadać pytaniem na pytanie.
-Twój problem -burknął rozglądając się we wszystkie strony.
-Nasz -poprawiłam go.
-Twój.Zresztą nie znam cię.Nie będę z Tobą gadać.
-Ale ,ja cie znam. Chodzimy na te same wykłady i nie rozumiem ,dlaczego chcesz odebrać sobie życie.
-I nie zrozumiesz -odpowiedział przewracając oczami.Obrócił twarz w kierunku wody i spojrzał w dół. Nerwowo wciągnęłam powietrze do płuc.
-Jesteś pewny ? W tej chwili powinnam uciekać przed moim chłopakiem ,który pewnie znowu mnie uderzy. A zamiast tego chce ci pomóc. Dalej uważasz ,że nie zrozumiem ?
-Odejdź stąd.Nie zamierzam z Tobą rozmawiać -spojrzał na mnie z lekkim współczuciem ,ale mimo to dalej zachowywał się wrednie.Boże ,co to za uparty człowiek.
-Dobra -burknęłam odkładając torbę.Podeszłam do barierki i szybko przez nią przeszłam. Spojrzałam w dół i zmarłam. Most był strasznie wysoko ,a ja mam lęk wysokości. No pięknie.Zawsze w coś muszę się wpakować.
-Co ty robisz ? -spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Pomagam ci. Jeżeli ty skoczysz ,to ja też -uśmiechnęłam się w jego stronę chcąc ukryć strach .Ponownie odwróciłam wzrok od blondyna i spojrzałam w dół.Cholera ,wysoko i to bardzo.-Chociaż lepiej byłoby ,gdybyś zrezygnował z planu samobójczego. Mam straszny lęk wysokości,a jeśli ty skoczysz ,to ja też będę musiała.
-Nic nie musisz. Nie baw się w bohatera i odejdź stąd.
-Przestań. Nie bawię się w żadnego bohatera-przewróciłam oczami jeszcze bardziej zaciskając ręce, aby czasem nie spaść w dół.-Nie mogę pomóc sobie ,ale Tobie tak .Więc jeśli chcesz skoczyć to skaczemy we dwójkę.
-Po prostu idź stąd.-burknął patrząc na mnie.
-Nie odejdę. Jestem tutaj jedynym świadkiem.Muszę ci jakoś pomóc-zacisnęłam jeszcze bardziej ręce czując ,że powoli się puszczam.
-Boże -jęknął cicho.-Ale ty jesteś uparta.-odparł odwracając się powoli w stronę barierki i przechodząc przez nią.Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam w jego ślady. Odwróciłam się w stronę barierki i przeszłam przez nią tak samo jak on. Pochyliłam się i wzięłam do ręki moją torbę ,którą wcześniej położyłam. Założyłam na ramię torbę i spojrzałam na chłopaka.
-Dzięki za pomoc -mruknął obracając coś w ręce.Tym "czymś" było pudełeczko z żyletkami. Przyjrzałam się jego dłoniom.Nie miał żadnych blizn ,które świadczyły ,że się tnie ,więc po co mu żyletki ?
-Nie ma za co -uśmiechnęłam się w jego stronę -Nie powinieneś więcej czegoś takiego robić.
-Co ? -spojrzał na mnie oburzony. Człowieku ,ja chce ci tylko pomóc.Czy to takie złe ?Dlaczego ,ktoś taki jak on chce odebrać sobie życie?Ma racje. Nie rozumiem tego ,a może dlatego ,że nie znam jego historii ?
-Myślę ,że powinnaś zając się swoimi problemami ,a nie czyimiś. Z tego co wiem ,to też masz problemy ,więc nie wiem ,dlaczego dalej z nim jesteś.
-Nic nie rozumiesz.
-Właśnie.Ja nie rozumiem Ciebie ,ty mnie. Na tym powinniśmy skończyć. Część -burknął odwracając się na pięcie.Nic więcej nie powiedział tylko odszedł.Zostawił mnie samą. To wszystko ? A gdzie jakieś "dziękuje za uratowanie mojego życia " ? To wszystko ? Jejku ,ale on jest milutki.Westchnęłam pod nosem kierując się w stronę domu.Już nawet nie chce myśleć ,co się stanie jeśli tam się znajdę.
Hej to ja ,Avalon. Przepraszam za taki krótki rozdział ,ale początki blogów zawsze są najtrudniejsze. Mam nadzieje ,że spodobał wam się rozdział i ,że zainteresowała was historia Avalon. Następny rozdział będzie z perspektywy ,Emily pisany przez z nią. Tak jak już wcześniej pisałam ,stwierdziłyśmy ,że każda z nas będzie pisała swoją perspektywę.Jeśli macie jakieś pytania do rozdziału,bohaterów piszcie w komentarzu. Pozdrawiam.
Czytałam codziennie wiele wątków kobiet w tej samej sytuacji co ja, próbowałam przemówić sobie, że to co się dzieje w moim związku jest chore. Ale byłam ,jestem i będę totalnie uzależniona od mojego partnera. W wielu wątkach kobiety pisały o facecie, który je nie szanuje, wyzywa, bije. Każda odpowiedz była taka sama - zostaw go.Ale to się nazywa uzależnienie psychiczne od kogoś. Wiemy o tym, że powinnyśmy go zostawić, ale tego nie zrobimy, bo nie wyobrażamy sobie życia bez niego, kochamy go? ,jesteśmy w stanie znieść wszystko.Cały czas towarzyszą nam słowa - on się zmieni. I właśnie sęk w tym, że taki facet nie może się zmienić.Może zacznę od początku.Mam 19 lat. Kiedyś byłam największą wariatką jaką można być, kompanka imprez, wycieczek, plotek.Zawsze wszyscy mówili - jeszcze jej nie widać, ale już ją słychać.Wszystko się zmieniło ,gdy trzy lata temu poznałam tego właśnie człowieka. Zaimponował mi. Miał wiele pasji, był podobny do mnie i pasował do mojego aktywnego stylu życia.Było pięknie. Po trzech miesiącach zaczęło się przejmowanie przez niego dominacji nade mną. Kurcze mogłabym książkę napisać.Postaram się w skrócie.Najpierw musiałam zrezygnować ze śpiewania- bo przecież to nie jest normalne, że śpiewa się dla napalonych kolesi.Zrezygnowałam więc z tego czym zajmowałam się od lat.Później koledzy- no bo był zazdrosny i uważał, że oni chcą mnie tylko wyruchać jak on to mówił. A zaznaczę, że owi koledzy to moi przyjaciele od piaskownicy. I gdyby chcieli coś takiego zrobić, to dawno bym to zauważyła. Nie mniej jednak z moim najlepszym przyjacielem spędzałam całe noce na oglądaniu filmów i nigdy nawet nie próbował się dobrać, poza tym, gustował w innych dziewczynach niż ja i w kwestii wyglądu i z charakteru.Każda kłótnia nawet o błahostki kończyła się wyzywaniem mnie, nie raz dostałam 'w łeb' a później słyszałam, że go sprowokowałam go tego. Haa, ja po prostu broniłam swojego zdania.Teraz wiem, że jak się z nim nie zgadzałam, to go prowokowałam po prostu.Po każdym uderzeniu mówiłam sobie - to jego ostatni raz, więcej na to nie pozwolę. I to trwało w nieskończoność.Do ważniejszych rzeczy należy to,że on miał tak silną władzę nade mną, że przez ten cały okres ja sądziłam, że to ja nawaliłam w tym związku. Bo on mi cały czas to powtarzał. Płakałam w poduszkę pytając siebie dlaczego jestem taka zła i nie spełniam jego oczekiwań. Nie wychodziłam nigdzie, nie spotykałam się ze znajomymi, baa ja nawet z koleżankami nie mogłam wyjść na kawę, bo przecież dziewczyny nie chodzą pogadać tylko kręcić tyłkiem na mieście.Los sprawił, że miał poważne problemy zdrowotne - pół roku temu. Leżał w szpitalu.Dzięki temu zrozumiał, że stracił tyle czasu na te kłótnie.I ogólnie jak wyszedł ze szpitala, to pomyślałam, ze ktoś podmienił mi chłopaka. Powiedział, ze wszystko było jego winą, że jestem aniołem i najcudowniejszą kobietą na świecie.Cieszyłam się jak cholera. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie mnie szanuje, że stworzymy udany związek.Sielanka trwała i trwała, aż miesiąc temu wszystko nie wróciło do normy. Zrobił się jeszcze bardziej agresywny niż był wcześniej. Awantury były dosłownie o wszystko.Ciągle chodził wściekły ,to źle zrobiłam ,a to ,że chłopak na mnie spojrzał. Finał zawsze był taki sam. Jedno ,mocne uderzenie i wybuch histerii. Zawsze uciekałam ,wtedy do łazienki-to było miejsce do ,którego nie mógł wejść ,ponieważ jedynie w tych drzwiach mamy zamek,a klucz zawsze ja miałam przy sobie.Kilka dni temu dostał pracę.Jest budowlańcem i wraz ze swoimi kolegami wychodzi z samego rana i wraca wieczorem. Muszą wybudować jakiś budynek na bankiet. Dla mnie była to tylko okazja ,aby wyrwać się z domu i robić to co kocham -śpiewać. Złamałam jego zakaz nie zastanawiając się nad konfekcjami. Czy tego żałuje ? Nie ,ponieważ kocham to robić i nikt nie powinien mi tego zabraniać.Śpiewanie to moja pasja ,moje życie.Bez tego nie ma mnie. Czy się boję ? Tak i to bardzo.Boję się ,że pewnego dnia zorientuje się ,że dalej śpiewam i jego złość sięgnie maximum. Boję się mojego chłopaka,osoby która powinna być dla mnie wsparciem.Mam 19 lat. Powinnam spełniać marzenia ,a zamiast tego co mam ? Codziennie nowy siniak ,bezsilność i setki wylanych łez. Nerwowo wstałam z łóżka i szurając nogami poszłam do łazienki. Należałam do osób ,które nie chętnie wstają z łóżka. Mogłabym spać 24 godziny ,a wstając z łóżka dalej byłabym nie wyspana. Umyłam zęby, twarz ,rozczesałam włosy i zrobiłam sobie lekki make-up.
-Avalon ! Ja wychodzę.Będę później -do łazienki bez pukania wparował Chris. Przytaknęłam lekko głową chowając kosmetyki.-Masz nigdzie nie wychodzić.
-Nie bój się ,nigdzie nie idę.Przyzwyczaiłam się do aresztu domowego -prychnęłam lekko go odpychając i wychodząc z łazienki.
-Nazywaj to jak chcesz. Nie obchodzi mnie to -wyszedł na korytarz i bez słowa zaczął ubierac buty. Oparłam się o framugę obserwując go. Dopiero teraz zobaczyłam jak był ubrany.Miał na sobie czarne spodnie i do tego szarą bluzę z kapturem.To raczej nie był strój roboczy.
-Gdzie idziesz ?
-Do pracy ,a gdzie mam niby iść ? Nie ufasz mi ,że tak mnie przesłuchujesz ?
-Nie,to ty mi nie ufasz skoro nigdzie nie mogę wychodzić-w odpowiedzi usłyszałam tylko trzask drzwi. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i pobiegłam do swojego pokoju. Ubrałam się w to.Wzięłam szybko klucz ,torbę i wyszłam z domu. Przekręciłam zamek w drzwiach ,po czym udałam się w stronę mojej sali do ćwiczeń. Od kiedy pamiętam śpiewam tam wraz z innymi. Przebiegłam szybko na drugą stronę ulicy i teraz tylko prosto.Po kilku minutach byłam już na miejscu. Otworzyłam drzwi i doznałam szoku. W środku był Chris z kolegami ,który wygłupiał się i śpiewał do mikrofonu.Ładna praca ,nie powiem ,że nie.
-Avalon ? -odezwał się jego kolega.Spojrzałam na Chrisa ze strachem w oczach i wystraszona wybiegłam z sali. Słyszałam jak wykrzykuje moje imię.Ale teraz nie byłam w stanie się zatrzymać. Za bardzo bałam się tego ,co może mi zrobić. Skręciłam w jakąś nieznaną mi wcześniej uliczkę. Była ciemna i niezadbana. Przy ścianie siedzieli jacyś kompletnie nawaleni kolesie. Mimo to biegłam dalej.W końcu wybiegłam z tej uliczki i znalazłam się na jakiś opuszczonych terenach Londynu. W oddali zobaczyłam most. Nie wiele myśląc pobiegłam w jego kierunku.Już po chwili znalazłam się na moście. Osunęłam się po barierce i zaczęłam nerwowo oddychać ,przy tym rozglądając się ,czy nie ma Chrisa przypadkiem w pobliżu.Odetchnęłam z ulgą nigdzie go nie widząc.Podniosłam się niezdarnie z ziemi i rozejrzałam się. Moją uwagę przykuł chłopak ,który kilka kroków ode mnie była za barierką. Wyglądało na to jakby chciał skoczyć. Pewnie nawet nie zauważył mojej obecności.
-Dlaczego chcesz się zabić ?-podeszłam do niego i niepewnie spytałam.Chłopak słysząc moje słowa odwrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-A dlaczego ty chcesz żyć ?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To niegrzeczne odpowiadać pytaniem na pytanie.
-Twój problem -burknął rozglądając się we wszystkie strony.
-Nasz -poprawiłam go.
-Twój.Zresztą nie znam cię.Nie będę z Tobą gadać.
-Ale ,ja cie znam. Chodzimy na te same wykłady i nie rozumiem ,dlaczego chcesz odebrać sobie życie.
-I nie zrozumiesz -odpowiedział przewracając oczami.Obrócił twarz w kierunku wody i spojrzał w dół. Nerwowo wciągnęłam powietrze do płuc.
-Jesteś pewny ? W tej chwili powinnam uciekać przed moim chłopakiem ,który pewnie znowu mnie uderzy. A zamiast tego chce ci pomóc. Dalej uważasz ,że nie zrozumiem ?
-Odejdź stąd.Nie zamierzam z Tobą rozmawiać -spojrzał na mnie z lekkim współczuciem ,ale mimo to dalej zachowywał się wrednie.Boże ,co to za uparty człowiek.
-Dobra -burknęłam odkładając torbę.Podeszłam do barierki i szybko przez nią przeszłam. Spojrzałam w dół i zmarłam. Most był strasznie wysoko ,a ja mam lęk wysokości. No pięknie.Zawsze w coś muszę się wpakować.
-Co ty robisz ? -spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Pomagam ci. Jeżeli ty skoczysz ,to ja też -uśmiechnęłam się w jego stronę chcąc ukryć strach .Ponownie odwróciłam wzrok od blondyna i spojrzałam w dół.Cholera ,wysoko i to bardzo.-Chociaż lepiej byłoby ,gdybyś zrezygnował z planu samobójczego. Mam straszny lęk wysokości,a jeśli ty skoczysz ,to ja też będę musiała.
-Nic nie musisz. Nie baw się w bohatera i odejdź stąd.
-Przestań. Nie bawię się w żadnego bohatera-przewróciłam oczami jeszcze bardziej zaciskając ręce, aby czasem nie spaść w dół.-Nie mogę pomóc sobie ,ale Tobie tak .Więc jeśli chcesz skoczyć to skaczemy we dwójkę.
-Po prostu idź stąd.-burknął patrząc na mnie.
-Nie odejdę. Jestem tutaj jedynym świadkiem.Muszę ci jakoś pomóc-zacisnęłam jeszcze bardziej ręce czując ,że powoli się puszczam.
-Boże -jęknął cicho.-Ale ty jesteś uparta.-odparł odwracając się powoli w stronę barierki i przechodząc przez nią.Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam w jego ślady. Odwróciłam się w stronę barierki i przeszłam przez nią tak samo jak on. Pochyliłam się i wzięłam do ręki moją torbę ,którą wcześniej położyłam. Założyłam na ramię torbę i spojrzałam na chłopaka.
-Dzięki za pomoc -mruknął obracając coś w ręce.Tym "czymś" było pudełeczko z żyletkami. Przyjrzałam się jego dłoniom.Nie miał żadnych blizn ,które świadczyły ,że się tnie ,więc po co mu żyletki ?
-Nie ma za co -uśmiechnęłam się w jego stronę -Nie powinieneś więcej czegoś takiego robić.
-Co ? -spojrzał na mnie oburzony. Człowieku ,ja chce ci tylko pomóc.Czy to takie złe ?Dlaczego ,ktoś taki jak on chce odebrać sobie życie?Ma racje. Nie rozumiem tego ,a może dlatego ,że nie znam jego historii ?
-Myślę ,że powinnaś zając się swoimi problemami ,a nie czyimiś. Z tego co wiem ,to też masz problemy ,więc nie wiem ,dlaczego dalej z nim jesteś.
-Nic nie rozumiesz.
-Właśnie.Ja nie rozumiem Ciebie ,ty mnie. Na tym powinniśmy skończyć. Część -burknął odwracając się na pięcie.Nic więcej nie powiedział tylko odszedł.Zostawił mnie samą. To wszystko ? A gdzie jakieś "dziękuje za uratowanie mojego życia " ? To wszystko ? Jejku ,ale on jest milutki.Westchnęłam pod nosem kierując się w stronę domu.Już nawet nie chce myśleć ,co się stanie jeśli tam się znajdę.
Hej to ja ,Avalon. Przepraszam za taki krótki rozdział ,ale początki blogów zawsze są najtrudniejsze. Mam nadzieje ,że spodobał wam się rozdział i ,że zainteresowała was historia Avalon. Następny rozdział będzie z perspektywy ,Emily pisany przez z nią. Tak jak już wcześniej pisałam ,stwierdziłyśmy ,że każda z nas będzie pisała swoją perspektywę.Jeśli macie jakieś pytania do rozdziału,bohaterów piszcie w komentarzu. Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)